ile kosztuje dorobienie klucza

Kiedy poznałam Marka, poczułam że to moja bratnia dusza. Podobały nam się te same filmy, muzyka, lubiliśmy te same potrawy. Nawet urodziny mieliśmy w tym samym miesiącu. Wtedy wszystko to uważałam za znak, że jesteśmy dla siebie stworzeni i zostaniemy ze sobą na zawsze.

Problemy zaczęły się, gdy wynajęliśmy wspólne mieszkanie. Urządziłam je szybciutko w naszym, jak mi się wydawało, stylu. Dziwiło mnie tylko, ze mój Marek tak długo opiera się wynajęciu czegoś wspólnego i nie męczą go spotkania w hotelach i w maleńkim domku moich rodziców pod ich nieobecność. Tłumaczył się przejściowymi problemami finansowymi i nagle miał mnóstwo wyjazdów służbowych, dzięki którym miał zarobić na nasze wymarzone wakacje. Wszystko to przyjmowałam spokojnie, wierząc w każde słowo. Choć on o tym nie wspominał, ja planowałam już ślub. Szukałam sukien ślubnych, miejsca na wesele itd. Marzenia z dzieciństwa były na wyciągnięcie ręki…

Po wynajęciu mieszkania dowiedziałam się, ile kosztuje dorobienie klucza i sprawiłam ukochanemu prezent – kluczyk i breloczek z uroczym autkiem z kryształu. Gdy obdarowałam go tym prezentem dodałam, że dopóki jego sytuacja finansowa się nie ustabilizuje, utrzymanie mieszkania biorę na siebie. Poza tym ja byłam najemcą kawalerki. Tak się ucieszył, że zabrał mnie na kolację do drogiej restauracji. Był taki uroczy i czuły…
Kolejne tygodnie spędzałam samotnie w uroczym mieszkanku, bo Marek wciąż jeździł na delegacje. Wpadał czasem na noc i znów był uroczy i czuły. Poza tymi kilkoma nocami nasze kontakty ograniczały się do SMS-ów, bo nie pozwalał dzwonić. Mógł być na ważnym spotkaniu. Oczywiście znów mu uwierzyłam…

Pewnego dnia zaprosiłam do siebie kolegę z pracy. Mieliśmy wspólnie skończyć ważny projekt. Po skończonej pracy postanowiłam otworzyć wino i zrelaksować się odrobinę przy dobrym filmie. Niespodziewanie zjawił się Marek. Zdębiał na widok kolegi, potem zrobił się purpurowy i zaczął się awanturować. Wrzeszczał potwornie, ze on ciężko pracuje, a ja go zdradzam za plecami, że poświecił mi kawał życia, a ja mu się tak odwdzięczam! Patrzyłam na niego kompletnie zaskoczona, bo nie mogłam rozpoznać w tym czerwony wrzeszczącym i przeklinającym potworze, ukochanego mężczyzny. Kolega zapytał, czy ma wezwać policję i to jeszcze bardziej rozwścieczyło Marka. Chwycił butelkę po winie i cisnął w moim kierunku, rozbijając lustro. Drobne odpryski skaleczyły mnie w policzek. Hałas pękającego szkła chyba odrobinę otrzeźwił zazdrośnika, bo odwrócił się i wypadł z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że szyby w oknach zadrżały.

Kolega zajął się mną natychmiast, bo byłam roztrzęsiona, a policzek krwawił. Zawiózł mnie na pogotowie, gdzie opatrzyli mi rany, a lekarz orzekł, ze to drobne draśnięcia i nie pozostawią blizn. Kolega zaproponował zgłoszenie tego na policję, ale powiedziałam, ze nigdy w życiu tego nie zrobię, bo to mój narzeczony, który źle zinterpretował zastaną sytuację. Zdążyłam mu już wybaczyć i tłumaczyłam wybuch niekontrolowanej złości własną winą. Gdybym nie zaprosiła kolegi na wino, nic by się nie stało…Byłam strasznie naiwna…
Cierpiałam i tęskniłam za Markiem, a on nie odzywał się i nie odpisywał na SMS-y. W końcu zaczęłam wręcz go prześladować swoją miłością. Obiecywałam złote góry, aby tylko wrócił. Rzeczywiście. Któregoś wieczoru znów stanął niespodziewanie w moich drzwiach. Rzuciłam się mu w ramiona i miałam wrażenie, że znów mam tego kochanego Marka.

Rankiem pocałował mnie i powiedział, że wychodzi po bułki. Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. To był Marek. Zdziwiłam się, że nie otworzył sobie sam kluczem, ale wtedy właśnie powiedział, że chyba w zamku pękła sprężyna, bo nie mógł ich otworzyć. Gdy silnie przekręcił, pękł klucz i został w zamku. Resztki klucza wrzucił do kosza. Powiedziałam, żeby się nie martwił. Zadzwonię po ślusarza i dorobię nowy klucz.
Ślusarz przybył, wyciągnął fragment klucza i stwierdził, że to nie jest klucz do tego typu zamka. Odrzekłam, ze to klucz dorabiany i już niosłam mu odłamaną resztę, gdy zamiast mojego breloczka zobaczyłam kryształowego kotka i napis „Twoja Kicia”. Stałam chwilę jak sparaliżowana, aż ślusarz się zaniepokoił. Nagle wszystko zrozumiałam i… wiedziałam już, co zrobić. Poprosiłam ślusarza o wymianę zamka, a złamany klucz wraz z moim „złamanym sercem” zapakowałam do małego pudełeczka o odesłałam kurierem do Marka. Dołączyłam karteczkę „Żegnam”…v

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here